13.06.2015

Gwiezdna kalkomania ...



Tytuł nie bez przyczyny jest taki mglisty. Tym razem może nie za wiele mówić.
Nie zawsze musi wszystko wyjaśniać.

Nagłówek też niech nie będzie spoilerem.


W zeszłym tygodniu pracując przy komputerze potrzebowałem cofnąć się w czasie.

Konkretniej w muzyce. Ostatnio im więcej lat mi przybywa tym częściej sięgam do muzyki lat 70tych, 80tych.

Tym razem niczym rasowa ciężarna poczułem zachciankę rytmów disco i funky. Od jakiegoś czasu wystarczy parę kliknięć, żeby znaleźć muzykę z jednego czasu, gatunku, a nawet z podobnym tekstem.

Tak też wybrałem w Spotify jakąś playlistę. Już nie pamiętam co wpisałem...
I w pewnym momencie słyszę taki soczysty i jakiś znajomy groove, za chwilę wchodzi wokal.
Holiday. Hicior od Madonny. Oto i próbka:


Tak, tak. To ten hicior Madonny!
Zaraz zaraz. Nie tak prędko.

Posłuchajcie teraz tego nagrania:


Niby inne ale, jak się zaśpiewa "holiday" do utworu basisty z Texasu, to okazuje się, że pasuje. Tylko jakoś o tym panu świat nie słyszał. Więc czemuż by nie podprowadzić jego kompozycji. Buja fajnie, gra fajnie, jest na gotowe. 

Wsadzimy jakiś prościutki wokal przebojowej świeżej twarzyczki i voila! Sukces. 

Ciekawy jestem jaka była reakcja Larrego Grahama kiedy w 1983 usłyszał niemalże nuta w nutę swój utwór wydany rok wcześniej. Kto wie, może pieniądze załatwiły sprawę.

U mnie jako twórcy pozostaje jednak niesmak i pogarda do tego typu akcji. Wszystko przez playlistę ze Spotify, która miała oba utwory. Posta na ten temat piszę nie tylko podyktowany oburzeniem, ale chciałbym również, żeby świat wiedział, że jest taki muzyk jak Larry Graham, który napisał niemało dobrej muzyki.

One way or another recepta na sukces okazała się skuteczna o tyle, że czarnoskóry muzyk ze swoją piosenką "Sooner or Later" sięgnał pozycji numer 54 na rankingu UK Singles Chart, podczas gdy w tym samym zestawieniu "Holiday" zaznaczył później swoją przebojowość na 2 miejscu.

Łatwo to sprawdzić na Wikipedii.

Nie sprawdzałem innych kawałków z debiutanckiej płyty Madonny. Założę się, że w dalszej karierze jeszcze w co najmniej kilku przypadkach sławna celebrytka skorzystała z czyjegoś dorobku a potem chwaliła się jak swoim.

Ale historia zna więcej takich muzycznych plagiatów czy też odgrzewek. 
Drugi w kolejności szok, kiedy trochę poszperałem zapewniła mi informacja, że Sinead O'Connor wcale nie jest autorką "Nothing compares to you".

Ale sami sprawdźcie inne przykłady, na przykład tutaj:

I czy w takim razie oryginalność jest w cenie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wylej swój własny gniew!