3.06.2013

Okrrropny dzień....

Tytuł to nie przypadek...

Dzisiaj skończyłem 27 lat i skoro nie mam na swoim koncie Oskara, tytułu menedżera roku, czy chociażby Mistrzostwa Polski jak mój brat,
to okrrrropnie wręcz.
 Jeszcze ten deszcze, czeskie zbiorniki retencyjne pękają w szwach.
Być może zbierają się ze zrobieniem swoim "kumplom" z Polski hydroprezentu...

Ponadto czytam, że źle się dzieje w państwie Turckim, znaczy w Turcji.




Do tego jeszcze koleżanka pisze, że była na rozmowie w okrrrropnym korpo (stąd inspiracja dla tyutułu).
Jakby tego było mało popkultura mi wryła w banieczkę  myśl, że jak już jest 27 na liczniku, to jak przystało na wielkiego artystę - już wystarczy.
Heh, tylko coś tej sławy nie ma :P... Poczekamy. Okrrrropnie niecierpliwość żżera.
Mało tego ostatnio tak sobie myślałem, że napiszę post pod tytułem "era ubezpieczyciela" o tym jak to wszyscy się ubezpieczamy.
Przykładowo studiuję informatykę, to jeszcze warto by mieć papier z ekonomii, bo jak nie poproprogramuję to przynajmniej mnie wezmą tam, gdzie coś trzeba policzyć. Ale broń Boże nie Rzeźbiarstwo me ukochane, me wymarzone, me upragnione, moja perełka....tfu, tfu, tfu...z tego nie będzie kasy. "Czeba się ubezpieczyć". No i oto ja mam na koncie jeden kierunek studiów, całkiem kiepską Cv-kę. Bardziej to niedoświadczenie zawodowe niż doświadczenie...do tego noszę się z zamiarem skasowania mojego "ubezpieczenia na starość" w postaci III filaru w pewnej firmie, gdzie kupka pieniędzy powinna się mnożyć i trożyć według wszelkich sloganów. Tymczasem ja się trwożę...Ponadto nie skończyłem żadnych certyfikowanych, potwierdzonych, przyżyrowanych (yyy?!), przyklepanych, przygłaskanych, przystemplowanych kursów. Także okrrropny brak zabezpieczeń.

Ale wiecie co?
Na dzień dobry wyszedłem z domu, załatwiłem dawno czekającą sprawę moich paneli akustycznych, które...pożerają światło w pokoju. Czasem czuję się jak w jaskini. Oznaczało to, że wyszedłem piechotką bujać się na wodzie, czyli pod deszczem wszechobecnym. Okropne? Niekoniecznie. Wróciłem do domu z materiałem, który mam nadzieję doda trochę jasności do moich czterech ścian (może i do głowy, oby) i uśmiechem na facjacie. Mało tego. Ja tu mam urodziny i co robię jako wybitnie polski Polak (szkoda, że nie wybitny :P)....wcale nie zakupiłem zapasu wódy na toasty wszelkie. Ot "upiekłem" ciasto. "" zawdzięczamy temu, że ciasto zapewnił brak wysokich temperatur oraz upływ czasu. Proszę bardzo. Mam czas, żeby zająć się ciastem! Bach! One point for me. Do tego dołożymy kilka chwil na eksmisję pewnego jegomościa. Jegomość wykorzystał moje lenistwo i siedzący tryb życia pracy. Otóż postanowił uwić sobie gniazdko w kilku dodatkowych kilogramach, które pojawiły się w obudowie mojego kaloryfera na brzuchu. Przedstawiam Wam Maćka. Maciek czaił się kilkanaście lat z inwazją, ale wypowiedziałem mu umowę najmu mojego torsu. Do końca czerwca ma się wyprowadzić. No i dzisiaj skutecznie przępedzałem Maćka jakimś króciutkim programem ćwiczeń. Oświadczam wszystkim, którzy mówią, że chcą, a nie mogą. 20 minut ćwiczeń dziennie, tyle wystarczy na dobry początek. Poza tym stara jak świat zasada ŻP sprawdza się znakomicie. Nie mniej jednak najlepsza jest zasada JP20-NIE (jedzeniu po 20tej - nie!). No dobra, Maćku, dziękujemy Ci. Dziękuje też wszystkim, każdemu z kolejna i pakowanych do jednego pudełeczka znajomym. Tym małym i dużym. Bardziej włochatym i mniej. Tym z Warszawy i tym z Wrocławia.
Jak sobie przejrzę wszystkie życzenia urodzinowe jakie dzisiaj dostałem to robi się ciepło i wszystkie te strugi wody sprzed mych oczu teleportują się na Sri Lankę, a ja czuję się jak na Kubie...ajć, bez autowazeliny, niech będą Hawaje...

Taka rozbudowana dygresyjka, apropos teleportacji.... i Scotty'ego, bo tak nazywa się facet, który teleportuje w Star Trek. Wszystkim polecam najnowszy film z tej serii. Majstersztyk kina może to to nie jest, ale całkiem dobra rozrywka. Umiarkowanie powściągliwa w hollywoodzkim baroku. Gdybym miał skonfrontować tą pozycję z jakimś innym hiciorem maja, no to sorry panie żelazne portki, fazer rozwala Cię na kawałki. Mimo całkiem niezłych starań, Star Trek bije nową odsłonę Iron Man'a o klasę. Do tego przygody kapitana Kirka i jego załogi mijają jak z "bicza szczelił" i cóż, lepszy niedosyt niż ...wiadomo.

No to tego, wracając do tego dnia.

Niby okrropny, ale nieokrropny.
Jak sobie myślę o jakości tego posta, też narzuca mi się myśl, że dla czytelnika musi być całkiem....dobra, użyję już innego słowa.
Ciężkostrawny i nietreściwy...no, ale blog jak blog. Piszę bo piszę. Nie tłumaczę się.
Tym razem sztuka dla sztuki. Chociażby żeby uwolnić się (i tu powtórzę!) z okrrropnego nałogu nieustannego fejsbuczenia...nawet w pracy...
Okrrropny fejsbuk vs. radosna twórczość. Wybieram to drugie.
Radosna, właśnie! To jest to co chciałem przekazać. Czasem rzeczy małe mogą dać kopa.
Także chyba nie ma co szukać różowych słoni, czasem warto spojrzeć na biedronę w kropy.
Ahh już przeginam, koniec i bomba. Kto przeczytał ten trąba. BĘC!

1 komentarz:

  1. Paczę na zegarek i schowałem te cukierki ze stołu - nie jeść, to nie jeść - DZIĘKI!!!

    OdpowiedzUsuń

Wylej swój własny gniew!