22.05.2013

Atak moli....

.....i 15 tys, czyli walka 2 problemów....

inaugurcja...na inaugurację 2 problemy.


Mógłbym jeszcze poruszyć jeden problem. 
Początek. Mawiają, że początek to bardzo ważna rzecz.
Bo mam na myśli tutaj kwestie pierwszego postu jakim jest ten, ów.
Nie przywitam się, nie będę przedstawiał, przynajmniej na razie.No dobra, chcąc nie chcąc pojawia się niczym prestidigitator na scenie 3ci problem! Abrakadabra!
Trochę go ominę wyjaśniając tylko, że blog ten (nie wiem jeszcze o jakiej żywotnosci) zawdzięcza swoją egzystencję
mojej nieznajomej koleżance. Czemu nieznajomej? Bo poznalismy się w dość przypadkowych okolicznościach (sic!, nie wierzę w przypadek!),
potem zostaliśmy frendsami na fejsie i widzieliśmy sie może ze 2 razy - na koncercie mojego zespołu, który nie wytrzymal proby nie tylko czasu ale i charakterów.
W każdym razie (chciałem napisać anyway, pewnie nie raz wtrące amerykanizm...co zrobić, taki głupi nawyk) i w tramwaju (kolejny (nie)przypadek).
Otóż rzeczona dziewczyna o imieniu Iza zaczęła młodzieńczą pogoń. Mlodzieńcza to pogoń za marzeniami, a może raczej za wlasną pomyslowością...
Kurde, właściwie już dawno temu ją zaczęła, może sama Iza wyjaśni, bo ja już do tego nie będę wracał.
W każdym razie jej nowa, świecka tradycja dzielenia się swoi,o przemyśleniami zainspirowała rownież i mnie.
Tutaj mozecie poczytać co ma do powiedzenia Izka:

http://www.cojestizka.blogspot.com

Zainspirowało mnie też, ehh co za banalne stwierdzenie padnie, ale coż począć ...życie...
Wrócę tutaj jak bumerang do tytułowej batalii.
Otóż w pewnej chwili w pracy dopadła mnie nie lada zagwozdka.
Krótki, przypadkowy (znowu?!) rzut oka sprawil, że nadziało się ono na kolekcję dziur w mojej koszulce.
Strzelać, nikt do mnie nie strzelał. Nożem też nie kłułem swojej odzieży.
Więc, o zgrozo, wniosek taki, że zaatakowały mnie mole...
Szybka konsultacja z kolegami z pracy....Mieliście mole?
A: Nie, ale to wygląda jak mole.
M:No, miałem mole. To muszą być mole, bo przecież nie pranie.
(takie, mniej wiecej były ich słowa)
No i już rodzi się zwarcie w mojej głowie. Bo przecież nigdy nie miałem moli!
Nigdy nie musiałem z nimi walczyć. Głupi problem? Pewnie, że głupi!
Wręcz idiotyczny. Ale cóż, w moim świecie misia o skromnym rozumku to zupełnie nowy kosmos doswiadczeń, na które nie byłem gotowy i tak oto muszę sobie z nimi poradzić.
Niemniej jednak, ok, powiem to kolejny raz....głupi problem, głupi jak but.
I tak oto dobrnęliście (?) w tej paraolimpiadzie problemów na preludium kolejnej trudnej sprawy.
Otóż wczoraj mój kumpel mówi do mnie, że będzie kupował nowego laptopa ("nareszcie!!!" pomyslałem, przywołujac w glowie projekcję jego starego rzęcha).
Chwile potrwała wczoraj dyskusja nad tym czy dobry jest taki czy siaki.
Dzisiaj przesyla mi wiadomosc czy mam chwile zeby pomoc mu wybrac dobry model.
Odpisalem po chwili zwloki..."spoko". Tym Bardziej ze lubie tego typu "przygody".
Ludzie zazwyczaj wybierając tego typu elektronicznego przyjaciela czlowieka maja dylemat jaki by tu wybrac zeby bylo tanio i fajno.
Bo kazdy chcialby miec niezly sprzet, czasem pograc, czasem tylko wyslac poczte, a niektorzy tylko spojrzec na Tube tu czy tam.
A tu mój ziomek mówi, że ma być za 15 tysi  i nie tańszy(!).
Mając na uwadze to, że Mr. Magnet (tak nazwijmy roboczo bohatera tej opowieści, nie wyjaśniam czemu, nieważne) korzysta z komputera tylko w celach pisania publikacji albo ewentualnie czasem jakichś tam niezbyt angażujacych sprzęt obliczeń, to stwierdziłem że potwór za 15 badyli to strata kasy.
On mi na to, że ma dotację więc powinien ją wykorzystac, najlepiej w całości,
bo reszta wróci do gryzipiórków biurokratów... choć tak na prawdę pewnie nie wiadomo czy tak czy nie (on pisze o tym w tonie tego jakby kasa poszła w błoto).
Zresztą jego szef tak mu “polecił” i tu jeszcze większa sensacja od Magneta:"mój szef kupuje maca za 55 tys."
Kolega sam się do mnie dziwi mowiąc: "ja nie wiem jaki jest ten mac, ze złota czy jak?!".
Nie ukrywam, że unikam mięsistego języka, choć czasem mnie i tak ponosi. I tutaj pojawia się w mojej głowie sakramentalne slowo na "k".
Nie jest to oczywiście wyraz “kościół". Mowię Magnetowi, że przecież nie jeden z naszych znajomych pracuje za 7 zł/h.... (W domyśle) ledwo mogąc sobie pozwolić na jakikolwiek komputer czy większe przyjemności.
A tutaj 15 tys. za latopa, 55 tys. za maca.
God, damn it! Na prawdę w dupach (w glowach, to już dawno, wiadomo) się nam poprzewracało czy jak?
Fakt, sprzęcicho jakie wypaczył (ta, celowo tak pisze) sobie kumpel to nie lada machina i nutka zazdrości typowo polskiej też mogła odcisnąć swoje piętno na mojej reakcji.
Niemniej jednak mówię mu: “Ziomek, to nie wiem, masz 15 tys. wykorzystaj to na aparat, kamerę, bedziesz mial do laptopa.”
Nie można, bo projekt dofinansowania ma takie a takie ograniczenia. I teraz mówię, jakie to głupie.
Przecież ktoś wypracował te pieniądze. Ktoś być może codzień spędził na harówce 12 albo więcej godzin.
A tu ktos inny lekką ręką wydaje takie sumy. Szef wszakże naciska żeby wydać jak najwięcej przypisanych pięniedzy,
sam wydaje 55 tys. z (bagatelka!!) kilkudziesięciomilionowego projektu (sam kupiłem w myślach kamerę i aprat zresztą).
Kasia Stankiewicz śpiewała niegdyś "a w mojej głowie wojna". W mojej też.
Ostatecznie wpadłem na takie rozwiązanie, pt."kup lapa za 5 kafli a resztę oddaj i miej zdanie szefa w dupie".
Ktoś może pomyśleć głupek, półgłupek, całościowy debil, idiota, co z nim jest?!?1.
Dają 15 kafli a każe brac 5.
Zaznaczyłem przy tym, że tak bym zrobił ja sam gdyby to o mnie chodziło (warto zaryzykować i postawić się szefowi czasem, niedowiarkom polecam zajrzeć do biografii S.Jobs’a!).
Pomyśleć warto jeszcze ile takich projektów jest na świecie, czy chociażby w Polsce i ile kasy zamiast trafiać na tzw."środki trwale" mogłyby trafić na cel rozwoju dróg, autostrad, biedy, czegokolwiek, np. ratowania pięknej Słowenii, a nie w imię rozwarstwienia na ultrabogatych i tych innych...
Sam nie narzekam na finanse, ale kiedyś też było mi dane pozwolić sobie na zjedzenie pizzy z lokalu nie więcej niż 2 razy w miesiącu...w celu uniknięcia własnego kryzysu (i tak nieźle, nie?).
I niech mi ktoś powie gdzie jest ten pieprzony kryzys, o którym mowi się non stop.
Jako pointa krótka refleksja czy powienienem problemem uczynić kwestię rozrzutności czy pozostać przy moich molach?
Ach problemy...
Ps. sorry za zjadanie ogonków w wyrazach, następnym razem nie będę pisał na czczo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wylej swój własny gniew!