4.06.2013

Era ubezpieczyciela...tekst odratowany...

Otóż (jak można zaczynać cokolwiek od "otóż"?! odpowiedź: no więc...) okazuje się, że czasem koło ratunkowe pewnym ideom spada z nieba niespodziewanie i przeżywają mimochodem...Tym razem nie spadło z góry, ale wyskoczyło z telefonu.
Już miałem wycofać się z paraspołecznego artykułu o wszechobecnym zabezpieczaniu się na życie (proszę, nie zabładźcie tylko na poletko antykoncepcji, nie tędy droga).

Moja komórka dzwoni. Nieznajomy numer telefonu. Stacjonarny. Odbieram.
"Halo?!"
"Dzień dobry, czy mogę rozmawiać z ...".
"Tak, przy telefonie."
"Nazywam się Iksigrek Zet i chciałam Pana ...blablabla...rozmowa nagrywana...bank taki śmaki..."




No to zaczęło się... akurat jem obiad w bufecie, więc mówię pani, że sorry ale jestem zajęty.
Proszę o telefon za 30 minut. Dzwoni Pani,...za 1,5 godziny. (Ha, jaki zgrabny sposób na odwieczną walkę półtory z półtorejem :)!).
Spoko, pewnie zanim przekopała się przez bazę równie nieperspektywicznych klientów jak ja, to trochę minęło...
Początek ten sam...
Pojawia się pytanie:"Czy jest Pan zadowolony z usług ŚmakiegoTakiego banku?".
Odpowiadam, że tak, ale denerwuje mnie, że ostatnio stosunkowo często przedstawia mi oferty, których nie potrzebuję.
Po całej rozmowie żałuję, że nie poleciłem Pani wpisać w bazie danych przy moim nazwisku - zboczeniec, socjopata, nie dzwonić!!!.
Pani bardzo miła, nie powiem. Od razu zaznaczyłem, że takich a takich usług nie potrzebuje. Nie jest tajemnicą, że chodziło mi o ubezpieczenia.
Tymczasem pani przedstawia ofertę...wait for it... ubezpieczenia...szpital, leczenie, ojom. Damn!
Mówię grzecznie pani, że dopiero co skończyłem 27 lat, a bank już chce mnie wpakować do szpitala?
Pani na to, że nie, ale warto się ubezpieczyć na wszelki wypadek...stwierdziłem, że marnujemy wspólnie czas..
Z zapałem rosyjskiego zapaśnika pani zaczyna uderzać w męski punkt widzenia świata... samochód. Co z tego, że takiego nie mam! Teraz już można ubezpieczyć się w jakimkolwiek aucie. Babci, wujka, pana Staszka z Sochaczewa (pozdrawiam!), firmy Ex&Why (swoją nazwą mógłbym zarobić na trademarku :P)... Od zpsucia (oryginalna pisownia, zaczerpnięta ze słownictwa pewnego kolegi). Od wypadku. Wiadomo, że niekoniecznie od szczęśliwego. Od osikania przez kota... no dobra, poniosła mnie ułańska fantazja.
W każdym razie... dziękuje grzecznie pani. Wyjaśniam, że staram się nie ubezpieczać od wszystkiego, bo i tak nie przewidzę wyroków z Góry. Nieugięta Iksigrek Zet mi odpowiada, że przecież dzięki temu będę spać spokojnie. Entschuldigung Frau Zet. Wolę zachować złotówki i nie kusić losu. Ponadto wydawać na coś czego nie  w rzeczywistości nie potrzebuje? Not my way.

Zatem miło, że wszyscy troszczą się o nasze bezpieczeństwo, zdrowie. Szkoda tylko, że chodzi tu po prostu o złotówki.
Dobrze, dalej i dalej, w stronę pointy.

Tu, jak szpital, to nam proponują, że wszystko zapłacą. Tam ubezpieczenie od uszkodzenia komórki...Nagle wszyscy chcą nam wmówić, że wszystko może się zdarzyć w każdej chwili. Łola Boga jak jeszcze mamy rodzinkę w postaci żony i dzieci.... No przecież jak Pan może nie myśleć o bliskich? Taki skromny szantażyk.
I tak na każdym kroku w nasze głowy wpisywane jest bezustanne niebezpieczeństwo.

"No dzięki temu będzie Pan spał spokojniej."
Ach, żeby pani dzięki której wystukuje te litery palcyma przez plastik wiedziała jak spokojnie do naszej rozmowy wyobrażałem sobie mój dzisiejszy sen...
Nagle wszystko może mi się stać. Jak tu siedzieć przed komputerem i pisać skoro się nie ubezpieczyłem od nagłej eksplozji kryształków lcd.
Albo od samozapłonu zasilacza. Już nawet na klozecie ciężko usiąść niebawem będzie, bo przecież nie wykupiłem opcji ubezpieczenia od zwierząt uciekajacych kanałami z zoo (vide historia z anakondą w WC starszej pani).
Nie mówiąc już o samym spaniu....
Dobrze temat zdrowia i (nagłych) wypadków mamy za sobą.
Szybki skok w przyszłość.

Prawie 7 lat zajęło mi pojęcie tego, że zbieranie na własną emeryturę to sprawa równie głupia w wieku dwudziestu paru lat jak budowania schronu przeciwpowodziowego na pustyni Sahara...

Tak oto postanowiłem zlikwidować kolejne zabezpieczenie jakim był III filar. Zbieranie na starość, że niby będę miał pieniądze, których państwo mi nie da jak doczekam emerytury.
Przepraszam, czego? Że doczekam? Pfff...
Tak rzuca żetony człowiek. 7 długich lat. Obserwuje. Bach! Goldman Sachs bankrutem! Bach! USA ledwo uchodzi przed bankructwem! Bach! Grecja leży! Bach! Cypr leży! Bach! Moje konto emerytalne ma mniej złotówek niż wkładałem!
Więc "po co?"- ja się pytam, oddaję w cudze ręce co miesiąc haracz?
Nie dość, że tak zwany system ledwo stoi. A tu jeszcze czyhają być może ... asteoroida, hemoroidy, zawał, apokalipsa, kolejna próba ustalenia czy katastrofa smoleńska to zamach czy też nie. Wszystko, właściwie wszystko może sprawić, że nagle wyciągnę kopyta. No i nie dożyję tego magicznego progu równie magicznego słowa na literkę e. I na co mi to zabezpieczenie?

W poprzednim poście pisałem o zabezpieczenie przyszłości przez pakowanie jak hardkorowy koks...tyle tylko, że głowy.
5 języków, 3 dyplomy, nie ma lipy....kurs na wózki widłowe, dziecięce... certyfikat Disco (że chodzi o pewną firmę IT).
A może jeszcze taki papierek. O bez takiego to się na pewno nie uda...

I teraz uruchomię lekko, zapewniam, że lekko abstrakcyjny kalkulator.
Zbieramy czas na myślenie o zabezpieczeniu zdrowia. CYK, CYK.
Teraz pora pomyśleć o przyszłości. CYK, CYK, CYK.
A co jeśli to się stanie/nie stanie? CYK, CYK, CYK, CYK.
No to teraz jeszcze jeden fakultet, bo będzie łatwiej. PAKIET MULTICYK...
Starczy...

Króciutkie podsumowanie, obiecana pointa.
Do czego zmierzam?
Ano zmierzam do tego, że na każdym kroku staramy się zabezpieczyć swoje życie.
Po co? Pewnie po to, żeby żyć.
Nie mniej jednak jednak nie potrzeba wyniku Dody w teście IQ Mensy, żeby wpaść na to, że gdzieś życie samo w sobie umyka.
Tracimy jego esencję, żeby uzyskać produkt życiopodobny.
Czyż nie?
Jeszcze tylko współczesny świat chce nam przekazać - Chcesz bezpieczeństwa i spokoju? Musisz mieć pieniądze.
Im więcej tym lepiej. Tylko czy tędy droga?
Nie wiem czy jak to się po kilku kielichach mawia "kąsacie fabułkę", ale...
Think about it! (napisano na Thinkpadzie :P)...

FINITO!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wylej swój własny gniew!