28.03.2015

Dzieci Gogola

Wiecie kto, no kto jest rekordzistą wszech czasów w ilości okrążeń kuli ziemskiej?
Ja wiem...
I wy też to wiecie, tylko pewnie nie zdajecie sobie z tego sprawy.
INFORMACJA.

To ona pokonuje niezmierzone ilości kilometrów po to żeby zasilić portale, kioski, salony prasowe, agencje informacyjne, reklamowe, wielkie i maluczkie przedsiębiorstwa. Ba, nawet agencje wywiadowcze. Pewnie cenna jest również i w agencjach towarzyskich, ale tam raczej co innego stanowi klucz do sukcesu.

„I co z tego?” – zapyta mnie Mr. Kowalski (Nowak jest pokorniejszy i uważnie czyta).
No to schodzę do przeciwległego narożnika i zaczynam walkę na argumenty.
Runda I!

Mój lewy sierpowy chce dać do zrozumienia, że codziennie szukamy informacji!
Gdzie szukamy?

Unik - W bibliotece?

Cięta riposta przebija się przez gardę wskazując Kowalskiemu w zielonych spodenkach, że prawidłowa odpowiedź siedzi w tytule (zmienionym nieco żeby uniknąć kryptoreklamy, procesów i takich tam bzdetów).
Chodzi o wyszukiwarki internetowe.
Zmieszany przeciwnik zalotnie zachęca mnie do dalszego natarcia.

Nie wiem czy kiedyś ktoś sprawdził jak dużą przestrzeń zajmują serwery wyszukiwarki na G.
Nie wspominam o innych bo to raczej płotki. Udowadnia to szereg nowych inwestycji firmy (chociażby znany z wielu smartfonów system operacyjny, technologia glass i cała masa usług w tzw. chmurze).

Dlaczego pytam o rozmiar pomieszczeń na serwery?
(niewtajemniczonym powiem, że serwery przechowujące dane to dość spore szafy, które muszą być utrzymywane w klimatyzowanych pomieszczeniach i dość chłodnej temperaturze)

Słychać gong. Koniec rundy.

Oponent czeka na natarcie. Ze stołka, w przerwie podjudzam go, rzucając wyzwanie w twarz.
Kowalski, zastanów się pan co warto przechowywać na serwerach:

a) marchewki

b) niewyemitowane odcinki „Przyjaciół”
c) dane własne, zapytania użytkowników, statystyki odwiedzanych stron i wyszukiwanych haseł


 Tu z przerywnikiem wchodzi piękna hostessa, oznajmiając że przed nami....



Runda II.
Podbiegamy do siebie z animuszem wpadając w clinch. Uścisk.
Rozpatrujemy zatem odpowiedź razem.

Rozpatrując pierwszą odpowiedź Kowalski dostaje w nerkę cios, który oznajmia, że obudowy serwerowe są totalnie niepraktyczne do przechowywania warzyw. Rozjuszony przeciwnik odpowiada ciosem w mój bok (dalej w uścisku).... ale marchewki mają zapewnione świetne warunki temperaturowe.



Otrzymuję kolejny cios. Odcinki „Przyjaciół” których nie widzieliśmy? Oczywiście, że to możliwe. Puszczam tors Kowalskiego pytając czy to może się opłacać i ładuje przed siebie prawy prosty. Nie może!

Zdezorientowany po silnym ciosie biedak już czuje świst lecącej z drugiej strony bomby.
Zatem odpowiedź C) jest prawidłowa. Mój rywal pada na łopatki.
Nokaut. Sędzia kończy walkę.

Na serwerach cennym towarem są dane własne, zapytania użytkowników, statystyki odwiedzanych stron i wyszukiwanych haseł.

Ale zostawmy już ring.
Wróćmy do rzeczywistości.

O ile dane własne firmy nie budzą raczej niepokoju, to kto wie w jaki sposób korzysta się z informacji, które wpisujemy co dzień w okienko pod kolorowymi literkami sąsiadującymi z przyciskiem ‘szukaj’.
Bardzo ciekawie nawiązuje do tego problemu filmu „Ex-machina”, który tydzień temu wszedł na ekrany kin. Polecam go zresztą.

Dla dociekliwych proponuję jego recenzję na portalu Synestezje, a link dostępny jest poniżej:

Przed deszczowym weekendem warto przeczytać podlinkowany tekst i rozpatrzeć kino jako opcję na czas wolny.

Tytułowa Ex-machina to robot, którego mózgiem jest....strasznie skomplikowana galareta – raz przybiera płynną postać a raz stałą. W zależności od tego czy Ava (to imię androida) korzysta z pamięci czy też uruchamia myślenie. (God damn it. Twórcy sf to potrafią genialnie zamącić!).
Ale to nie jest kluczowe. Najistotniejsze jest to, że ta struktura podłączona jest do internetu i zbiera dane, które pojawiają się w sieci. Buduje wiedzę w oparciu o te właśnie dane oraz...o rozmowy telefoniczne z całego świata. Konstruktor oraz sam robot podkreślają niezależnie, że jest to nieskończona kopalnia wiedzy i materiał do poznania człowieka. Ciekawą aluzją filmu do rzeczywistości jest nazwa firmy, która wyprodukowała maszynę w tej kinowej wizji.
Blue book.
Jakieś skojarzenia?

A teraz?



Pomyśl Kowalski (i Ty też Nowaku) do ilu osób można dotrzeć za pomocą tego portalu. I to nawet nie znając ich nazwiska.
Jak wiele oglądamy zdjęć z pięknych miejsc, które odwiedzają znajomi i .... ich znajomi, których niekoniecznie znamy.
Muszę przypominać, że zostawiamy też informacje o ulubionych filmach, książkach, artystach?
Kowalski cały posiniaczony, ale ma siłę się oburzyć „I po co tyle szumu o to?”.
Ano po to, żeby pokazać pewne rzeczy.
Każdego dnia kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt, kilkaset tysięcy osób klika przycisk „Załóż konto”.
Dlatego każdy może zobaczyć co lubimy, jakiej muzyki słuchamy, jakie miejsca odwiedzamy i jakie chcemy jeszcze zobaczyć.
Niewyczerpana kopalnia wiedzy. IN-FOR-MA-CJI.
Oczywiście ważne dla nas treści można zablokować dla osób postronnych. Ale czy odetniemy od nich właścicieli serwerów, na których leżą całymi hałdami?

Nie sądzę. I nie ma tu przypadku. Jest natomiast regulamin, który jasno mówi, że zgadzając się założyć konto oddajemy do nich dostęp a także prawo własności.
Swoją drogą nie pamiętam kiedy ostatni raz sam przeczytałem postanowienia jakiegokolwiek komputerowego dynksu, które trzeba było zatwierdzić, żeby z tego dynsku korzystać. Bo kto to w ogóle robi? Tak skonstruowane są te bądź co bądź umowy, że po prostu się nie chce.
A tymczasem dzięki temu setki firm wiedzą w co chcemy się ubrać, na widok jakiej reklamy zaczynają pracować nasze ślinianki, czy gdzie planujemy zabrać dzieciaki na wakacje. Nie oszukujmy się, przemyślana reklama czy baner w odpowiednim miejscu są w stanie sprawić, że poczujemy chęć na konkretny baton czy napój....nie mówiąc już o konkretnych preferencjach politycznych.

I tu pojawia się kolejny element układanki serwowanej dzieciom takim jak ja. Dzieciom internetu.
MANIPULACJA (INFORMACJĄ).
Ktoś z pewnością korzysta tak z informacji, żeby chociażby dokopać się do naszych kieszeni, zachęcając nas do jak najszerszego otwarcia portfela. I to w towarzystwie naszego szczerego uśmiechu. Ale to spory temat na inny artykuł...
A we wspomnianym filmie „Ex-machina” android skrzętnie korzysta z informacji w kontakcie z człowiekiem, który go testuje.

Dokąd zmierzam?
Po żydowsku odpowiem pytaniem.
Dokąd my zmierzamy?
Czy nie ukręciliśmy na siebie cywilizacyjnego bata?
Czy nie dokładamy kolejnych śrubek do machiny oblężniczej, która z naszym przyzwoleniem wdziera się do naszych domów?
Czy nie pomagamy sprytniejszym, bezwzględnym, niezaspokojonym i zachłannym wpakować się w ich więzienie?
Idąc za reżyserem filmu, który opisuję, czy nie brniemy w rozwój technologii, która nas zmanipuluje albo wręcz uczyni niewolnikami?

Wywołuje to u mnie sporo gniewu. Gniewu na świat jaki tworzymy. I nie chcę go zniszczyć ani zanegować. Ale bądźmy gotowi na zjedzenie deseru, który może zostać kiedyś podany dzieciom Gogola.

...

Jest jednak nadzieja, że rzeczywistość trzaśnie mnie w potylicę i powie „Ogarnij się Kuba! Suit up!”
Tymczasem lecę na "klasyczną obczajkę na fejsie"!






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wylej swój własny gniew!